Wyprawa zaczęła się w Lublinie:
odpoczynek na dziedzińcu zamkowym po wejściu po wieeeeeeelu schodach:
pędem na rynek i najlepiej samemu:
skok na trzy-cztery:
Kazimierz przywitał nas kwietniowym upałem i brakiem wiatru, który panoszył się w Lublinie:
Wzgórze Trzech Krzyży (wejście było bardziej męczące niż schody do zamku w Lublinie):
dyby i klatka dzieciaków nie przestraszyły (kat również):
ojejejejjjj... Wisła i Wisła...
w wieży zdecydowanie było najfajniej: