Zaraz po wejściu na halę drań rozpoczął rozgrzewkę. A tak. Bo musiał.
Na szczęście spotkał Leona, swojego kolegę z przedszkola, którego energia (żeby nie powiedzieć prawie adhd) również przygnała na treningi w sobie wiadomym czasie i mogli rozgrzewkę poprowadzić wspólnie ku zainteresowaniu niektórych obecnych.
A tu już wszyscy w grupie wiekowej, w której znalazł się drań. Rodzice mogli jedynie zza siatki podziwiać zawodników.
Dzielni byli. I prawie nie przejmowali się rywalizacją.
... prawie. Jak się potem okazało adrenalina dopadła i ich i rodziców.
Odpoczynek. Dranisko już wstępnie zmęczone, ale szczęśliwe.
Czekanie na mecz.
Tak... czekanie było nudne...
... toteż drań się wygłupiał i trenował na ściance...
... o! na przykład tej ściance.
Tak...
A tu już z sędzią meczu. jak się okazało sędziował on wszystkie mecze drania. Tu pokazuje mu wielkość kortu, która została bardzo zmniejszona.
I wspólne czekanie na przeciwnika.
Rozgrzewka przed meczem.
Ustalanie strony i pierwszeństwa.
Pierwszy mecz.
Drań nie przejmował się niczym, a rozgardiasz wokół panował niemały.
Kasia. Ulubiony trener. (Tak przynajmniej twierdzi drań.)
Z rodzicem.
Z pucharami, które dranisko dojrzało pomiędzy pierwszym a drugim meczem.
Drugi mecz.
Początek trzeciego meczu, który dostarczył najwięcej emocji wszystkim, a mnie wprawił w zachwyt nad własnym dzieckiem.
Mecz czwarty i walka.
A potem... potem to już tylko całusy, uściski i nagroda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz