Świat jest wielki... ale do zdobycia!

niedziela, 1 maja 2011

sezon uważam za otwarty, czyli rycerze i rycerze

Tegoroczne wycieczki rozpoczęliśmy wyjazdem do zamku na turniej rycerski:

  

Rycerze, kupcy i mieszczanie przybyli tłumnie.

  

Drań nabył łuk drogą kupna i czując się usatysfakcjonowany zaczął oglądać potyczki zbrojnych.


 

... a bili się na poważnie...
 

Pogoda była różna, ale nie zmarzliśmy.
Gdzieś tam w dole drań z rodzicem, a ja to na wieży już.

 

Chłopaki

 

wspinają się po schodach:

   

I znowu schody, ale te bardzo strome i duże, znaczy: dość niewygodne... 


 

Ale co tam!

 

I szczyt wieży wreszcie.

 

I łuk.

 

I rzut oka w dół.

 

I gdzieś tam my.

   

Dziewczynka i drań już coś wymyślili.

 

Znaczy będzie strzelanie.

 

A w tle nadal walki i świetna muzyczka.

 

I popisy różnorakie.

   

I popisy takie:

   

... i takie:

   

No i kto powiedział, że łuk nie może być kuszą?

   

... może!

   

Rycerz i księżniczka, która nałęczki nie chciała.
  

Hm... no nie wiem, czy draniowi zbyt mocno Syrenka Warszawska nie utkwiła...

  

Ale miecz stał się nagle potrzebny. I tarcza.

 

I nowe kombinacje...

   

Czyli będzie bitwa.

 

... w ruinach fundamentów kościoła.

     

Ustalanie drużyny.

   

Ustalanie narodowości.

 

Może nawet i ustalanie zasad, ale szczerze wątpię...

   

Pojawił się nawet Konrad Mazowiecki.

   

O właśnie - tu go widać:

 

A tu już Krzyżacy, co łupnia dostali:

 

Rycerstwo polskie dobija wrogów... Strach się bać, skąd dzieci tyle wiedzą.

    

Po pierwszej bitwie.

  

Odpoczynek i robienie baniek.

 

Ale drań wyraźnie nabył odruch chwytania za miecz:

 

A wszystko rozegrało się tu:

 


 


 

Ale kiedyś trzeba było w drogę do domu wyruszyć.

 

Zabierając część rycerstwa.