Świat jest wielki... ale do zdobycia!

czwartek, 30 września 2010

sobota, 25 września 2010

Jesień w parku

Tuż obok domu mamy park.
Duży park.
Prawie las.
No... prawie...
Ale ładnie w nim. I dużo miejsca do biegania. I wściekania się. I bawienia:

 

Można się wspinać:

 

O! choćby tak!

 

Ale przed wejściem na ścianki lepiej wyjąć kasztany z kieszeni...

 

Można też chodzić po drabinkach.

 

i rzucać piłeczkę Lulusiowi

 

A on się może wybiegać.
On lubi biegać...

 

Ale po bieganiu dobrze usiąść na chwilę.

 

A potem można np. tańczyć...

 

I wskoczyć do piaskownicy.

 

A wychodząc z parku można jeszcze porzucać suchymi liśćmi:

 

Fajne są.

 

Oooooo!! tak...

 

piątek, 24 września 2010

Kraków i spotkanie z Amelką

No i dotarliśmy do Krakowa.
W zasadzie na pogaduszki, na obiad i do smoka.
Na więcej czasu nie starczyło.
Ale za rok pojedziemy na dłuuuuuuuugo.

Ale i tak było fajnie:

Zaczęło się od zakupu miecza. Taki miecz to wszak niezmiernie ważna rzecz...

 

Zwłaszcza gdy smok w pobliżu:

 

i zionie ogniem...

 

ooooooo... i to jak!!!

 

a niewiast przy nim dużo...

 

Taaadaaam!!

 

I powtórka, czyli: Taaadaaam!!!

 

Hm... a wszystko przez ten Wawel:

 

i sklep z pamiątkami

   

i wrogie siły (i co z tego, że ich nie widać?!)

 

Smoka też nie widać, a jest strasznie w jego jamie!

   

Ale drań nie da się zaskoczyć.

 

Nawet takiemu... Szewczykowi Dratewce...? Hm...

 

Tylko czemu trzeba było zdjąć kapelusz?

 

I czemu dziewczyny się brudzą?

 

I kleją?

 

Na szczęście można jeść loda i popijać szejkiem i się nie czepiają.

 

A potem można tak zwyczajnie paść z psiuniem obok.

 

czwartek, 23 września 2010

Skansen...

... nasz powiatowy zaproponował obchody związane z 600 - leciem bitwy pod Grunwaldem.
Okazało się, że mieliśmy w niej niemały udział, ponieważ stanowiliśmy ogromne zaplecze.
Rycerstwo stawiło się dzielnie, sokolnicy przybyli, łucznicy również.
No i było miło:

     

Lody były. Kopie były też. I inne...

 

A rycerze dawali się fotografować.

 

A mistrz łucznictwa douczał chętnie.

 

 A potem wyczerpały się akumulatorki w aparacie. A o zapasowych zapomnieliśmy...

środa, 22 września 2010

Sandomierz

Sandomierz przywitał nas fantastyczną pogodą. Było ciepło, ale nie upalnie, a to pozwoliło rozpocząć zwiedzanie:

 

"tutaj!!!!"

 

szybki odpoczynek, ponieważ pani przewodniczka nie miała litości dla naszych nóg

 

wyszła nawet kryptoreklama...

 

... ups...

 

... i znowu kościół... i znowu piękny... i znowu szybki odpoczynek...

 

"A złodziejom najpierw ucinano prawą dłoń, a następnie zamykano w lochach."

 

Po zwiedzaniu drań i dziewczynka szaleją w małpim gaju:

     

i cwaniakują

 

i reklamują

 

niedziela, 25 lipca 2010

Ustka - Toruń, czyli wyprawa najświeższa

Morze było spokojne i opanowane:

 

fal nie było...

 

ale nurkowanie to jednak nie pasja drania...

 

w przeciwieństwie do tworzenia i budowania...

 

... ale jak już się zanurkowało chociaż trochę, można było znaleźć i taaakie skarby:

 

... a ten kamyczek dokładnie tu, bo koncepcja była bardzo precyzyjna:

 

trudny wybór zakupu za własną kasiorę:

 

molo i wszędzie morze...

 

... i upał...

 

i znowu morze... i upał...

 

i takie nicnierobienie a kombinowanie...

 

i wylewny kolega z wiaderkiem...

 

... i pływanie...

 

... no i wreszcie raj dla dzieci...

 

i ciuchcia...

 

i mina draniowata

 

i skarby (tym razem wodorosty):
 

ustalanie trasy:

 

A tutaj już Toruń i Filutek. A może dwa filutki.

 

Osioł... ki...

 

i biedny smok uwięziony:

 

... i radość pełna: