Świat jest wielki... ale do zdobycia!

niedziela, 15 kwietnia 2012

Turniej


Zaraz po wejściu na halę drań rozpoczął rozgrzewkę. A tak. Bo musiał.



Na szczęście spotkał Leona, swojego kolegę z przedszkola, którego energia (żeby nie powiedzieć prawie adhd) również przygnała na treningi w sobie wiadomym czasie i mogli rozgrzewkę poprowadzić wspólnie ku zainteresowaniu niektórych obecnych.



A tu już wszyscy w grupie wiekowej, w której znalazł się drań. Rodzice mogli jedynie zza siatki podziwiać zawodników.


Dzielni byli. I prawie nie przejmowali się rywalizacją.



... prawie. Jak się potem okazało adrenalina dopadła i ich i rodziców.




Odpoczynek. Dranisko już wstępnie zmęczone, ale szczęśliwe.



Czekanie na mecz.




Tak... czekanie było nudne...



... toteż drań się wygłupiał i trenował na ściance...




... o! na przykład tej ściance.




Tak...



A tu już z sędzią meczu. jak się okazało sędziował on wszystkie mecze drania. Tu pokazuje mu wielkość kortu, która została bardzo zmniejszona.



I wspólne czekanie na przeciwnika.




Rozgrzewka przed meczem.



Ustalanie strony i pierwszeństwa.



Pierwszy mecz.



Drań nie przejmował się niczym, a rozgardiasz wokół panował niemały.




Kasia. Ulubiony trener. (Tak przynajmniej twierdzi drań.)



Z rodzicem.




Z pucharami, które dranisko dojrzało pomiędzy pierwszym a drugim meczem.



Drugi mecz.




Początek trzeciego meczu, który dostarczył najwięcej emocji wszystkim, a mnie wprawił w zachwyt nad własnym dzieckiem.



Mecz czwarty i walka.


A potem... potem to już tylko całusy, uściski i nagroda.