Świat jest wielki... ale do zdobycia!

piątek, 24 września 2010

Kraków i spotkanie z Amelką

No i dotarliśmy do Krakowa.
W zasadzie na pogaduszki, na obiad i do smoka.
Na więcej czasu nie starczyło.
Ale za rok pojedziemy na dłuuuuuuuugo.

Ale i tak było fajnie:

Zaczęło się od zakupu miecza. Taki miecz to wszak niezmiernie ważna rzecz...

 

Zwłaszcza gdy smok w pobliżu:

 

i zionie ogniem...

 

ooooooo... i to jak!!!

 

a niewiast przy nim dużo...

 

Taaadaaam!!

 

I powtórka, czyli: Taaadaaam!!!

 

Hm... a wszystko przez ten Wawel:

 

i sklep z pamiątkami

   

i wrogie siły (i co z tego, że ich nie widać?!)

 

Smoka też nie widać, a jest strasznie w jego jamie!

   

Ale drań nie da się zaskoczyć.

 

Nawet takiemu... Szewczykowi Dratewce...? Hm...

 

Tylko czemu trzeba było zdjąć kapelusz?

 

I czemu dziewczyny się brudzą?

 

I kleją?

 

Na szczęście można jeść loda i popijać szejkiem i się nie czepiają.

 

A potem można tak zwyczajnie paść z psiuniem obok.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz